Po probnym pakowaniu dwa tygodnie temu balismy sie dzisiejszego dnia. Wiedzielismy juz, ze nie uda nam sie zrealizowac naszego ambitnego planu, zeby wziac ze soba tylko trzy duze (w tym jeden „duzy” z punktu widzenia Maxa) i dwa male plecaki. Nie mielibysmy ze soba ani butow, ani lekow, ani mnostwa innych potrzebnych rzeczy. Patrzac na gore rzeczy do spakowania zaczelismy sie jednak obawiac, ze jedna dodatkowa walizka nie wystarczy. Ale udalo sie! Jeden trolley, dwa duze plecaki, plecak dziecka i dwa day packs, czyli podreczne mniejsze plecaki.
Sam prozes byl dosc zmudny. Najpierw chcielismy zabrac ze soba ubrania na mniej wiecej dwa tygodnie. Max by sie nawet zmiescil – do jednego z naszych plecakow. Dobra, redukujemy. Zostaly nam ciuchy na 7-8 dni. Bedziemy czesciej uzywac pralki. Ale nawet po zmniejszeniu ilosci ubran nie mielismy jeszcze: butow, lekow, podrecznikow, ladowarek, recznikow, spiworow itd. Zgrzytajac zebami, sciagnelismy ze strychu walizke. Lubimy ja, bo jest wielka i mozna w niej sporo zmiescic. Tym razem akurat sie udalo. Przedtem musialam pozegnac sie z ulubiona para butow i jeszcze paroma rzeczami. Mamy nadzieje, ze w trakcie podrozy okaze sie, ze tego czy tamtego nie potrzebujemy, i bedziemy mogli odeslac cos do domu. Na szczescie wszyscy czytamy ksiazki na kindle’ach (elektronicznych czytnikach), wiec nie musimy wozic ze soba literatury. Przy naszym tempie musielibysmy targac ze soba dodatkowe 5 walizek. Co najmniej. Na szczescie nasza przyjaciolka B. pomagala nam i czynnie, i emocjonalnie w pakowaniu. Bez niej wzielabym pewnie mase zbednych rzeczy, a zostawila co potrzebne. Dziekujemy! Teraz, kiedy jestesmy spakowani, przygotowani, gotowi – nie bardzo wiemy co ze soba zrobic 😉 Byle do jutra – Buenos Aires, przybywamy!