Plyniemy po Amazonce

Mialam jakies 7, 8 lat, kiedy w rece wpadly mi ksiazki Arkadego Fiedlera „Ryby spiewaja w Ukajali”, „Orinoko” i inne. To bylo moje pierwsze „spotkanie” z Amazonka. Kiedys sie tam wybiore – to bylo pewne. „Kiedys” zrealizowalam duzo, duzo lat pozniej, w lipcu tego roku. To bylo niesamowite uczucie… Naprawde tam byc, widziec te niesamowita rzeke. Amazonka czasami jest piekna. Czasami tajemnicza. Zawsze interesujaca. Spedzilismy na niej 3 dni, poznajac tylko malenki kawaleczek. Ale zawsze. Pozostaly wrazenia – i niedosyt. I dalej moge marzyc – ze jeszcze kiedys uda mi sie zobaczyc wiecej, moze nawet przeplynac ja cala…
Nasza wycieczke robilismy na malym statku „Paloma”. Warunki byly spartanskie, ale dalo sie wytrzymac. Gorzej bylo z mala lodeczka, na ktorej robilismy mniejsze wyprawy. Byla tak plytka, ze siedzenie w niej bylo strasznie niewygodne. Dla moich kolan to byl gwozdz do trumny – praktycznie non stop musialam brac leki przeciwbolowe i robic zimne oklady. To nieco psulo przyjemnosc podrozy…

Chyba najciekawsza atrakcja na Amazonce to „Encontro das Aguas”, „Spotkanie wód”. Rio Negro, najwiekszy doplyw Amazonki, przeplywa przez Manaus i spotyka sie z Rio Sõlimoes – tak nazywa sie Amazonka w tym regionie. Ale rzeki nie mieszaja sie ze soba. Przez ok. 6 km plyna obok siebie!

Ten fenomen polega na roznicach w chemicznym skladzie obi rzek. Rio Negro – negro znaczy czarny – ma ciemna wode, malo substancji odzywczych, plynie wolniej i jest o 10°C cieplejsza od Rio Solimões. Ta druga jest brazowa, szybsza i pelna komarów. Plyna obok siebie, tworzac ostra, swietnie widoczna granice. Fantastyczny widok!

Przez 3 dni plywalismy po rzece, robilismy wyprawy wglab dzunglii. Maxowi najbardziej podobalo sie lowienie piranii, ktore oczywiscie wszystkie znow ladowaly w wodzie. Udalo nam sie zobaczyc pare zwierzat, przede wszystkim malpy i ptaki, ale i dwa trzy leniwce.

W Amazonce plywaja rozowe (!) delfiny. Niestety trudno bylo zrobic im zdjecia, sa bardzo szybkie. Ale w jednym miejscu jest mozliwe plywanie z delfinami. To byla druga najwazniejsza atrakcja dla Maxa. Przez jego krotkowzrocznosc ciezko mu bylo dostrzec te zwierzeta gdzies na srodku rzeki, a tu mogl je nie tylko zobaczyc ale i dotknac.

 

Na Amazonce sa fantastyczne zachody slonca. Do tego mielismy okazje podziwiac pelnie ksiezyca.

Drugiego dnia odwiedzilismy wioske Indian. Mieszkaja tam razem czlonkowie kilku plemion, ktorzy przeprowadzili sie blizej Manaus, aby ich dzieci mogly chodzic do szkoly. Szkola jest dla nich za darmo, a dzieci sa codziennie odbierane i przywozone specjalnym szkolnym statkiem. Indianie mieszkaja powyzej brzegu w chatach, ktore wedlug naszego przewodnika wygladaja tak samo jak te w dzunglii. Nie ogladalismy ich, bo to jest prywatny teren niedostepny dla turystow. Dla tych – wiec i dla nas – jest przedstawienie w domu spotkan, wielkim budynku, w ktorym zwykle spotykaja sie mieszkancy wioski i gdzie maja miejsce ich ceremonie i festyny. I przedstawienia dla turystow. Oczywiscie to show – ale bardzo autentyczny. Tance byly piekne i ciekawe. Wodz/szef wioski opowiadal przy kazdym tancu, z jakiej okazji bywa tanczony. Dowiedzielismy sie duzo o tradycjach i zwyczajach amazonskich Indian. Przed i po przedstawieniu mozna bylo kupic pamiatki: rekodzielo stworzone przez mieszkancow wioski. Wiekszosc byla naprawde dobrze zrobiona. Nie raz juz czytalismy – i podzielamy to zdanie – ze jesli odwiedza sie takie miejsca, powinno sie kupowac pamiatki od miejscowej ludnosci. Dla nich to duza pomoc, a my mamy piekne rzeczy, ktore w domu beda nam przypomianac, co przezylismy.

To jest szef wioski. Wlada plynnie hiszpanskim, portugalskim i kilkoma jezykami Indian w Amazonii.

Ostatniego dnia wybralismy sie – znowu mala, cholernie niewygodna lodeczka – w odwiedziny do lokalnego rolnika. Wielu mieszkancow, ktorzy sie tu osiedlili, pochodzi z poludniowej Brazylii. W czasach kauczukowego boomu zostali zwabieni obietnica dobrze platnej pracy. Kiedy byli juz w Amazonii, zostawali zmuszani do wresz niewolniczej, ciezkiej pracy na plantacjach. Wielu z nich nie przezylo. Inni w koncu sprowadzili swoje rodziny (jesli te nie przybyly tu z nimi) i osiedlili sie nad Amazonka i jej doplywami.
„Nasz” rolnik pokazal nam swoje miejsce pracy. Rodzina uprawia przede wszystkim maniok. Z jego korzeni powstaje maka, produktem ubocznym jest tapioka (skorobie). Surowy maniok jest silnie trujacy, dlatego produkcja maki troche trwa. Najpierw korzenie sa obierane, potem mielone lub scierane i namaczane w wodzie. Po kilku dniach masa jest wyciskana, plukana i prazona. Powstala make mozna uzywac podobnie jak make pszenna. Mielismy okazje sprobowac swiezo zrobionych plackow z maki maniokowej. Byly pyszne!
Poza maniokiem uprawiane sa warzywa i owoce, poza tym na farmie rosnie duzo ziol leczniczych.

Oczywiscie i tu nie zabraklo malego sklepiku z pamiatkami, miedzy innymi z kolorowymi mydelkami z rodzinnej produkcji, pachnacymi jak swieze orchidee. Oczywiscie musialam kilka kupic, po prostu musialam! 🙂

Dalszy ciag wyprawy niestety nie do konca nam sie udal. Najpierw przez kilka godzin siedzielismy na statku nie robiac nic. Amazonka jet piekna, ale jak dlugo mozna patrzec na rzeke, do tego w upale? Moje kolano znow zaczelo puchnac. W koncu wyruszylismy. Znowu ta mala lódeczka, gdzie deska do siedzenia lezy max. 15 cm od podlogi. Sam statek mial plynac dalej z pozostalymi goscmi. Po godzinie niewygodnego siedzenia na lodce, oczywiscie w pelnym sloncu, doplynelismy do celu, gdzie mial na nas czekac samochod. Mial – ale nie czekal. Po kolejnych 90 minutach na przystani – w cieniu, ale to malo pomagalo przy upale – i czesciowo na stojaco, mielismy dosc. Moje kolano w miedzyczasie spuchlo do rozmiaru malego arbuza i ledwie moglam zrobic krok za krokiem. Kiedy kierowca wreszcie sie pojawil, zdecydowalismy ze chcemy jechac do hotelu i rezygnujemy z zarezerwowanej wczesniej wyprawy do dzunglii. Nie bylabym w stanie robic nic oprocz siedzenia w jednym miejscu.
Szef agencji turystycznej udawal pelne zrozumienie, w rzeczwistosci byl wkurzony. Chociaz od poczatku bylo powiedziane, ze w razie czego nie bedzie problemu ze zwrotem pieniedzy, na ich czesc czekamy do dzis…

Ale ten nieprzyjemny akcent nie zmienia faktu, ze bylismy na Amazonce!!! To bylo niesamowite przezycie, i mam ogromna nadzieje, ze uda nam sie tam jeszcze powrocic.